„Przedsiębiorcze państwo” jest lekturą, którą władze Polski kierowały się w trakcie konstruowania „Polskiego Ładu”. Londyńska Pani profesor wpływa na decyzje gospodarcze w UE. W sieci pozycja „Wartość wszystkiego. Wytwarzanie i zawłaszczanie w globalnej gospodarce” promowana jest jako wykład o wartościach, cenach, wytwarzaniu, wynagradzaniu, tworzeniu dobra społecznego i jego zawłaszczaniu. To prawda. Książkę warto przeczytać a myśli w niej zawarte warto znać. Konsekwencją wywołanej dyskusji będą wybory. Wybory dróg, wybory strategii i wybory polityczne w konsekwencji nowej umowy społecznej. Co w książce jest a czego w polskiej współczesnej dyskusji społecznej, politycznej i ekonomicznej jakoby w ogóle nie było? 

Prof. M. Mazzucato stawia tezę, otwarte pytanie deliberatywne, i naświetla je różnorodnością argumentacji, że banki oraz część systemu finansowego świata nazbyt często zamiast wspierać społeczność i pomagać przedsiębiorczości są PASOŻYTEM. Pokazuje przykłady systemowe jak banki oplotły gospodarkę i ludzi swymi procedurami tworząc procesy przechwytywania wypracowanych wartości, zawłaszczania dobra wspólnego. Książka skonstruowana jest według modelu monograficznego wykładu. Przekazany materiał i wyprowadzone wnioski badawcze kierują ku pytaniom „co to?”  i „jak możliwe?”. Wśród rad znajdujemy zalecenie  wprowadzenia w życie ESG jako uwewnętrzniony światopogląd budowanej wspólnoty dbającej o środowisko, społeczność i inkluzywne, deliberatywne współdecydowanie. Rozwlekle do nikąd. 

Wróćmy do tego co utkwiło z lektury a co, moim zdaniem, skrywane jest przez kreatorów poglądów opinii publicznej i decydentów. Co, jeśli prawdą jest, że banki żerują na społecznym wysiłku i karmią się naszą pracą? Co może zrobić instytucja społeczna by wyrwać ludzkość z przymusu utrzymywania nieproduktywnej części systemu finansowego? Mocna to teza. Despotyzm bankowości. Co z pieniądzem, co z zaufaniem społecznym w gospodarce, co z nami skrępowanymi konsekwencjami spożywania owoców zatrutego drzewa?

Oddajmy głos autorce, wybiórczo sygnalizując poruszone idee i koncepty w formie, którą zapamiętał czytelnik, czytelnik uderzony siłą obserwacji. 

Bank nadal korzysta z lichwy. Inwestycje w realną gospodarkę spadają, choćby z tego powodu, że mylimy rentę, czyli niezarobiony dochód z zyskiem, który trzeba wypracować. Oskar Wilde zwrócił uwagę, że cynik to ktoś, kto zna cenę wszystkiego, ale nie zna wartości niczego. Bogactwo to nie wartość. Bogactwo jest kategorią pieniężną, współistniejącą z cenami a wartość jest osadzona w przestrzeni społecznej. System finansowy działa na własną korzyść a nie na rzecz ogólnego rozwoju gospodarki. Sektor bankowy jedynie ułatwia wymianę istniejących wartości, ale czy stara się jednocześnie wytworzyć nową wartość, dobro cenne społecznie? Raczej nie, przynajmniej poza owocowymi czwartkami i akcjami krwiodawstwa czy sadzenia krzaków nad ruczajem, nie znam takich przykładów. Problematyka produktywności banków analizowana jest w Europie już od średniowiecza. Pamiętamy zakaz lichwy. Współcześnie w mediach informacja o podmiotach wytwarzających wartość powstaje w grupach lobbystów a nie w dyskusji zainteresowanych – nas społeczności. Cały XX wiek gdy kształtowała się ekonomia jako nauka w sensie pozytywistycznym, trwała zażarta dyskusja, czy bankowość tworzy PKD. Wnioski z debaty wskazywały, że finansiści to zło konieczne, nad którym trzeba zapanować. Współcześnie kłóci się z intuicją przekonanie, że postęp gospodarczy musi być powiązany związkiem przyczynowo – skutkowym z rozrostem sektora bankowego. Banki zdobywają rynek monopolizując go poprzez ograniczenie podaży mając wyłączność na pobieranie prowizji za rozliczenia sprzedawcy z kupującym. Bank świadczy trzy usługi: a) zmiany lokat krótkoterminowych na długoterminowe kredyty, b) płynności rozumianej jako dostarczanie środka zapłaty, c) oceny wiarygodności, czyli wyceny zamierzenia gospodarczego. Wszystko co ponadto od złego pochodzi. Handel instrumentami pochodnymi znacznie przerósł handel rzeczywistymi produktami. Spekulacje finansowe przysparzają bankom zysków kosztem oszczędności ludzi i kosztem zasobów i ryzyka przedsiębiorców. Banki kumulują kapitał, grają nim metodami hazardowymi i uszczuplają środki na inwestycje długoterminowe i innowacyjność. To banki doprowadziły do kryzysów finansowych i co więcej poprzez cyrograficzny dostęp do wirtualnych pieniędzy z karty kredytowej i pożyczek na tzw. oświadczenie wpędziły rodziny w dożywotnie długi. W Polsce mocno wybrzmiewa problem kredytów frankowych. Przypomnijmy idee podatku Tobina. Fundusze nie inwestują w rynek papierów wartościowych z opcją inwestowania i posiadania. Na NYSE dzienny obrót przekracza 33 biliony USD. To znaczy, że dziennie właścicieli zmienia blisko 2 biliony akcji. To menadżerowi funduszy grają w kasynie sami ze sobą, stawiając jednak żetony z ludzkiego potu i łez. Co ciekawe prowizja dla banków z grania oszczędnościami jest nie mniejsza niż 2% a w przypadku wygrania standardowo wynosi minimum 20% marży. Przegrywający jest samotny. Pośrednicy wyciągają ze skarpet wdowi grosz by nie bacząc na zmienne w trakcie ludzkiego życia preferencje czasowe ostro z lewarem dźwigni finansowej grać na rynkach hedgingowych we wszelkie derywaty. Private equity drenują depozytariuszy, niektórym z ich klientów się wiedzie, o przegranych milczmy. Banki na szeroką skalę finansują wykupy własnych akcji przez spółki notowane na giełdzie. To tarcza optymalizacji podatkowej i wprowadzanie w błąd nieświadomych rozproszonych akcjonariuszy co do kondycji i przyszłości firmy, której są cichymi współwłaścicielami. Wskaźnik zysk na akcję generuje wypłaty z tytułu success fee dla zarządu i drenuje zasoby spółki w perspektywie wieloletniej. W 1970 roku Milton Friedman apelował by odejść od wartości dla akcjonariuszy ku wartości dla interesariuszy. Sektor finansowy w Polsce ma już obowiązek diagnozowania i publikowania niefinansowych raportów łańcucha wartości, wkrótce dostępne będą analizy. GPW wydała rekomendacje. Oby nie doszło do aliansu zwierzchnika z kontrolowanym z pokrzywdzeniem pracowników banków i ich klientów. Dawniej obowiązywała strategia bankowości „zachowuj i inwestuj” by współcześnie wyrodziła się koncepcja „redukuj i dystrybuuj”. Czy chcemy by firmy były dojnymi krowami, eksploatowanymi, póki złota kura nie zdechnie? Musimy uznać wspólnotową naturę tworzenia dobrobytu. Pozwoli nam to do przejścia od perspektywy akcjonariusz do perspektywy interesariuszy. To są elementy „S” i ‘G” w ESG! Gdy nie wiemy o co chodzi, to idzie o pieniądze. Warto cenić wartość. Nie wszystko można kupić lecz i nie wszystko jest na sprzedaż. Bankom pozwoliliśmy na nazbyt wiele. CSR, społeczna odpowiedzialność biznesu, perfekcyjnie została rozpisana przez komunikację kreowaną przez sztaby instytucji finansowych. Tak być nie musi. Praca ma różna wartość. Praca ma różną cenę. Praca ma różną użyteczność. Praca ma jedną godność bo jest dobrem i zwieńczeniem człowieka. Bank to także lada, ława, stół. Siądźmy, pogadajmy o tym, co jest użyteczne społecznie a co w działaniach bankowych jest zaborem, zawłaszczeniem, kradzieżą wyalienowaną z sankcji.                           

Zależy nam w OZZS „wBREw” na takim ujęciu zagadnienia, konceptu ESG, budującego się w kierunku światopoglądu, które uwzględnia aspekty social responsibility i sustainability w relacjach quasi-pracowniczych samozatrudnionych. Banki w Polsce występują publicznie i podczas wszelkich konferencji zamiatają pod dywan problem drenażu rozproszonych małych klientów pozbawionych głosu. Nie chcemy się opłacać, za zgodę na życie. Oczekujemy praw człowieka w biznesie. Żądamy godności ludzkiej w relacji z bankiem.

 

Nie lękajcie się – porozmawiajmy,

Witold Solski