OZZS „wBREw” w styczniu złożyło do sejmu i senatu petycję w prostej sprawie, z wnioskiem i uzasadnieniem. Chcemy, by nieznacznie, choć zarazem rewolucyjnie, zmieniono Kodeks Pracy. Jak? 

Postulowane zmiany polegać mają na zastąpieniu w całej treści Kodeksu Pracy określenia „pracownik” określeniem „pracobiorca”, łącznie 878 razy. Jednocześnie chcemy, by definicje stanowiły, że:

– Pracobiorca to każda osoba, która świadczy pracę na rzecz pracodawcy

– Pracownik to pracobiorca świadczący pracę na podstawie umowy o pracę.

Chcemy tych zmian, ponieważ po pierwsze zrównałyby wszystkich świadczących pracę ( czyli pracobiorców) wobec prawa, w tym także 2 milionową armię samozatrudnionych niedostrzeganą przez kodeks pracy i wyrzuconą poza nawias.

Chcemy tych zmian, ponieważ żądamy, by każda forma świadczenia pracy była chroniona, a nie tylko forma etatowego zatrudnienia.

Chcemy tych zmian, ponieważ 17 milionów Polaków i Polek to pracobiorcy ale tylko 15 milionów to to szczególny typ pracobiorcy – czyli pracownik.

Chcemy tych zmian, ponieważ polski kodeks pracy to dzieło z czasów głębokiego PRLu, obecnie stanowiące archaiczny relikt myślenia o masach pracujących miast i wsi. Nowoczesna Polska potrzebuje nowoczesnego kodeksu pracy.

Dziadersi i Babersy

Parlamentarzyści – w sejmie i w senacie poczytali petycję, pokiwali główkami na cienkich szyjkach i petycję odesłali w niebyt. Dziadersi i Babersy polskiej sceny politycznej nie chcą zmian. Jak wyraził się jeden z nich: „pomysł świetny, ale ile to trzeba by się napracować, żeby wszystko zostało po staremu…”

Sejmowa komisja napisała: „Komisja, po dyskusji z przedstawicielem Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej uznała, że realizacja postulowanego rozwiązania legislacyjnego wiązałaby się z gruntowną zmianą całego systemu prawnego, co przekracza zakres kompetencji Komisji”

To oznacza, że polityczne grono jednak przestraszyło się nowoczesności i ram prawnych właściwych dla XXI wieku i czasów AI. Zapewne wielu z nich sztuczna inteligencja kojarzy się z protezą ortopedyczną, a ochrona praw wszystkich pracobiorców z koniecznością podjęcia ciężkiej, mało spektakularnej pracy.

Choć efekty byłyby rewolucyjne – i to chyba najbardziej przeraża Dziadersów i Babersy. Zauważyli to także przedstawiciele senatu, którzy „zwrócili uwagę na daleko idące konsekwencje postulatów petycji, które nie ograniczają się tylko do prawa pracy.”

Tak, dokładnie o to chodzi autorom petycji i to właśnie przyprawia senackie bractwo o drżenie. Pomyśleć tylko, że kurier, kierowca taxi czy jakiś platformowy prekariusz miałby te same prawa, co na przykład sekretarka Glapińskiego zatrudniona na etacie w NBP? Straszne – pomyślały Babersy, a zawtórowali im Dziadersi.

Pomyśleć, że przyszłość to samozatrudnienie, a nie etat, który znajdzie się na śmietniku historii zatrudnienia. Pomyśleć, że możemy mieć nowatorskie rozwiązanie prawne, zgodne zresztą z unijnymi dyrektywami.

I pomyśleć wreszcie, że dwa miliony wyborców nastawiłoby uszu na wiadomości od jakiegoś odważnego polityka o tym, że wreszcie prawo pracy przestanie dyskryminować samozatrudnionych – a właściwie dopiero zacznie ich zauważać. Może zagłosowaliby na niego/nią?

Nie, to nie w tym sejmie i nie w tym senacie, które czekają na finał tej kadencji i nie zrobią już nic, poza politycznym szumem.

Znaczenie systemowe

Poza politykami, na rzecz sejmu pracują także pracobiorcy na etacie, czyli specjaliści – i to oni podzielili się z nami swoją opinią.

„Zawarta w petycji propozycja ma bardzo głębokie znaczenie systemowe, gdyż dotyczy ona sedna struktury rynku pracy. Przy jej realizacji niezbędna byłaby zatem rekonstrukcja całości regulacji rynku pracy i rozmaitych from zatrudnienia, przede wszystkim wymagająca nowelizacji ustawy z dnia 20 kwietnia 2004 r. o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy (t.j. Dz. U. z 2022 r., poz. 690 ze zm.) oraz odpowiednich przepisów prawa podatkowego i prawa ubezpieczeń społecznych. W petycji zasygnalizowano, że chodzi o zrównanie wobec prawa wszystkich świadczących pracę („pracobiorców”), a zatem wydaje się, że w parze z dyskusją o równości uprawnień pracowniczych powinna iść również dyskusja o cechach poszczególnych form zarobkowania oraz o stosowaniu porównywalnych obciążeń publicznoprawnych do osób zarobkujących w różnych formach prawnych.

(…) W swej istocie propozycja ma zatem bardzo głębokie znaczenie systemowe, a jej realizacja wymagałaby zbadania i ewentualnej nowelizacji szeregu przepisów regulujących poszczególne kategorie potencjalnych adresatów zmienianych norm oraz związanych z rynkiem pracy, w tym w szczególności ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy oraz przepisów prawa podatkowego i prawa ubezpieczeń społecznych.”

Jak widać, ekspertka, w odróżnieniu od parlamentarzystów zrozumiała treść petycji i jej cel.

Czas na zmiany

Epoka wąsatych działaczy typu Janusz, Piotruś czy Stasiu oraz Marlenek, Elek i Beatek w garsonkach szytych przy świecach w kole gospodyń wiejskich skończy się wielkim politycznym wymieraniem. Gdy komisja sejmowa odrzuciła naszą petycję w materiałach źródłowych napisała, że problem jest, lecz nie mają czasu. I tu trzeba przyznać – komisja miała rację, bo jej czas się kończy. Podczas obrad Dziadresy i Babersy ze swych wygodnych leżanek tokowali, że treść petycji jest taka trudna i skomplikowana – nas jednak do obrad nie zapraszając. A wezwani do pisemnego odniesienia się do petycji OZZS WBREW przysłali uprzejme pismo, że Komisja i jej członkowie są niekompetentni.

Co zatem może i potrafi ten parlament? Po cóż to stadko się spotyka? Skoro nie wiedzą jak zrealizować dyrektywy UE i jak zlikwidować kajdany niewolnictwa ekonomicznego to niechaj dalej biorą diety i siedzą przy medialnych stolikach jako gadające głowy, których nikt nie bierze na poważnie.

Strach się bać by nie wrócili do ławek na kolejną kadencję. Babersy i Dziadersów wkrótce pożegnamy.

 

Witold Solski, przewodniczący OZZS „wBREw”

PETYCJA WBREW 02 II 23 ZŁOŻONA