Witold Solski jest przewodniczącym OZZS „wBREw”

Pierwsza dobrze zapamiętana praca

W pierwszej klasie szkoły podstawowej całą klasą poszliśmy w ramach ćwiczenia w pracach społecznych i dla budowania Polski ludowej do pobliskiej fabryki pomocy naukowych by pomalować płot. Koloru farby i efektu czynu nie pomnę, jednak za usmarowane farbą jedyne spodnie sporo się nasłuchałem o tym co to ze mnie będzie – i wyszło jakoś inaczej.

Pierwsze zarobione pieniądze

przeznaczyłem na bilet do ZOO. Wraz z rozpoczęciem podstawówki ujęły mnie apele, że zwierzęta w zoo nie mają co jeść. Los ich był mi znany. Nie byłem i nie bywałem głodny, jednak często miałem apetyt na dobra luksusowe. Pepsi jeszcze nie było. Tabliczka czekolady była prezentem pod choinkę. Zbieraliśmy kasztany z alei kasztanowców przy fabryce papierosów. Pewnie z tego doświadczenia w liceum paliłem. Ostatecznie za kasztany dostawaliśmy papierowe niby pieniądze, za które wydawano nam bilety do zoo, a tam można było próbować wspiąć się na metalowego konia. Na wilka dawałem radę. Na konia nie.

Najlepsza praca jaką miałem to masowe wypełnianie ankiet dla instytucji władzy dotyczących tego, co myślą prowadzący mikro firmy. Gdy poznałem fikcję rozpocząłem społeczną pracę dla siebie samego, dla nas mikrusów biznesu.

Najwięcej nauczyła mnie praca, że nie ona jest ważna a płatnik. Mój świat nie szuka jakości a przyjemności. Ludzie płacą innym za pozostawienie ich w iluzji.

Pracuję każdego dnia dość dużo, często we wszystkie dni tygodnia, ponieważ nie umiem wypoczywać i boję się o to, co politycy mogą mi zrobić już dzisiaj, gdy usnę.

Praca to coś. Jednak czym praca nie jest – oto jest pytanie!

Do pracy motywuje mnie mój światopogląd, czyli tradycja oparta na przekonaniu, że wywodzi się z ona prawdy a nie z przyzwyczajenia, nawyku.

Idealna praca to hobby, oby nie iluzja bądź utopia.

Sam dla siebie jestem wzorem człowieka pracującego, bo innych nie znam tak dobrze i mam ograniczone zaufanie do obcych.

Godziwa płaca pozwala wybić się na niezależność od państwowego kieratu zniewolenia.

Nie trzeba ciężko pracować, całkowicie wystarczy by pracować roztropnie, chyba, że ma się mniej szczęścia i popadnie się w wyrobnictwo z przymusu choćby ekonomicznego.

Przyszłość bez pracy

wyobrażam sobie dość często. Za każdym razem jako zwieńczenie swego życia. Niestety równocześnie w marzeniach widzę konieczność uzupełniania wizji czeredką niewolników, którzy musieliby mnie obsługiwać. Nie tylko, że brakuje chętnych, ale i wstyd człowieka w niewolę wpędzić, nawet dla siebie i dla swojej przyjemności.