Dynamiczna teoria interesariuszy jako zwierciadło współczesnych relacji władzy, legitymizacji i pilności, czyli o tym, kto naprawdę ma znaczenie i dlaczego jutro może już nie mieć
W społecznym teatrze współczesnej gospodarki, gdzie korporacje stają się nowoczesnymi plemionami, a menedżerowie są szamanami zarządzania znaczeniem, nie wystarczy już mówić o „rynku” i „udziałowcach”. Musimy zejść głębiej, wstąpić ku trzewiom wspólnoty, tam, gdzie ekonomia styka się z rytuałami uznania, gdzie legitymizacja pachnie kadzidłem prawomocności, a pilność uderza jak bębny wojenne w duszę odpowiedzialności zbiorowej.
W kotle transcendencji bez absolutu, właśnie w kuźni wartości, w tajnym miejscu zakotwicza się dynamiczna teoria interesariuszy, zaproponowana przez Ronalda K. Mitchella, Bradleya R. Agle’a i Donnę J. Wood. Teoria, która nie tyle mierzy rzeczywistość, ile nadaje jej kontury. Atrybutami, których nie można zważyć, ale które mają siłę wprawiania w ruch całych organizacyjnych uniwersów.
Autorzy w swej przełomowej publikacji głoszę, że „Naszym celem jest wniesienie wkładu do teorii identyfikacji i istotności interesariuszy, opartej na interesariuszach posiadających jeden lub więcej z trzech atrybutów relacji”.
Władzy, Legitymizacji i Pilności.
Akademicka deklaracja jest w istocie manifestem nowej socjologii zarządzania. Przedefiniowuje ontologię organizacji nie przez pryzmat kapitału, lecz przez relacyjność – płynną, zmienną, nieprzewidywalną.
Trzy atrybuty. ontologia wpływu.
Czym jest więc interesariusz? To nie tylko osoba „mająca udział” – to podmiot relacji, społeczna istność, której siła oddziaływania lub narażenia wpisuje ją w orbitę znaczenia organizacji. W ujęciu Mitchella, Agle’a i Wood, interesariusz istnieje jako taki tylko o tyle, o ile przypisuje mu się (lub posiada) jeden, dwa lub wszystkie trzy atrybuty, tj. władzę, legitymizację oraz pilność.
Władza (power) to zdolność do wywierania wpływu na organizację. Może być przymusowa, utylitarna lub symboliczna – jak bicz, pieniądze albo reputacja. W antropologii oznacza to panowanie nad znaczeniem i regułami – jak władza szamana nad rytuałem inicjacji.
Legitymizacja (legitimacy) to kulturowo i społecznie uznana „słuszność” relacji interesariusza z firmą. To „prawo do roszczenia” – uznane przez wspólnotę wartości. W sensie Durkheimowskim to element solidarności moralnej, której naruszenie grozi anomią organizacyjną.
Pilność (urgency) to presja czasu i ważności. To roszczenie, które „bije w bębny” i domaga się odpowiedzi tu i teraz. Antropologicznie – to moment liminalny, przejściowy, wytrącający system z równowagi.
Z połączenia tych atrybutów wyłaniają się siedem klas interesariuszy, z których każda posiada własną dramaturgię, własne rytuały obecności i milczenia, własną pozycję w krajobrazie moralnej geografii korporacji.
Klasy interesariuszy. mapa znaczenia i niepokoju.
Interesariusze uśpieni (latent stakeholders) to duchy organizacyjnego pogranicza – posiadają tylko jeden atrybut, dlatego ich głos jest przytłumiony.
Uśpieni (dormant) mają władzę, lecz brakuje im legitymizacji i pilności. Są jak bogowie zapomniani – potężni, ale milczący. Przykładem mogą być byli pracownicy z dostępem do tajnych informacji. Ich władza pozostaje niewykorzystana, dopóki nie zostanie obudzona.
Dyskrecjonalni (discretionary) posiadają legitymizację, ale nie mają ani siły, ani pilnych potrzeb. To beneficjenci filantropii, wspólnoty wspierane przez ESG, są obecni, lecz niemi.
Wymagający (demanding) są jedynie pilni, krzyczą, ale nikt nie słucha. Samotny pikieter z transparentem nie ma ani legitymizacji, ani władzy. „Brzęczący komar” – jak określają go autorzy.
Interesariusze oczekujący (expectant stakeholders) to ci, którzy posiadają dwa atrybuty. Są już poważnym przypomnieniem znaczenia dla menedżerów.
Dominujący (dominant) skupia w amalgamat jaźni władzę i legitymizację. Akcjonariusze, zarząd, rada nadzorcza. Ich roszczenia są uznawane i egzekwowalne.
Zależni (dependent) postrzegają legitymizację i pilność, lecz zubaża ich brak władzy. Mieszkańcy obszaru skażonego katastrofą przemysłową, bez środków prawnych. Ich głos wymaga amplifikacji przez silniejszych.
Niebezpieczni (dangerous) noszą pilność i władzę, bez legitymizacji. Sabotażyści, radykalni aktywiści, hakerzy, są na zewnątrz systemu, lecz mają potencjał destabilizacji.
Wreszcie – interesariusze jednoznaczni (definitive stakeholders). Posiadają wszystkie trzy atrybuty. Są pełnoprawni”, są tu i teraz, są nie do zignorowania. Gdy dominujący interesariusz zyskuje pilność, np. akcjonariusze domagający się natychmiastowej zmiany strategii, pojawia się rozkaz moralny. Menedżer nie może już odwlekać działania.
Główne nurty i zdania odrębne. konflikt epistemologii
Na tle dynamicznej i relacyjnej wizji, inne teorie wyglądają niczym statyczne mapy sprzed epoki GPS. R. Edward Freeman, klasyk, który w 1984 roku nadał teorii interesariuszy popularność, zdefiniował interesariusza szeroko, głosząc, że jest to „każda grupa lub jednostka, która może wpływać na osiągnięcie celów organizacji lub być przez nie dotknięta”. To definicja egalitarna, lecz, celnie jak zarzucają Mitchell, Agle i Wood, zbyt rozmyta, by służyć zarządzaniu.
Max Clarkson proponował podejście oparte na ryzyku. Interesariusz to ten, kto ponosi ryzyko, penetruje szanse z własnej woli (inwestorzy) lub nieświadomie (ofiary katastrof). „Bez elementu ryzyka – nie ma interesu” – pisał. To teoria bliska logice ubezpieczeń, ale obojętna na percepcję i zmianę.
Thomas Donaldson i Lee Preston szukali normatywnego rdzenia. Uważali, że interesariuszem jest ktoś, „kto ma uzasadnione interesy w proceduralnych i/lub merytorycznych aspektach działalności korporacyjnej”. Ich uwaga skupiona była na moralnych fundamentach, nie na operacyjnej zmienności.
William Evan, Steven Brenner, Mark Starik, Archie B. Carroll, Gail Savage, Carroll Whitehead, John Blair – wszyscy oni wnieśli coś do kartografii interesariuszy, ale nie zdołali nadać jej trójwymiarowości, którą osiągnęli Mitchell i współautorzy. Ich teoria to nie tylko narzędzie zarządzania, lecz mapa społecznej dynamiki, modelowanie sytuacyjne, antropologiczna choreografia władzy.
W stronę przyszłości. Interesariusze jako aktorzy nowoczesnego mitu
W erze platform, chaosu informacyjnego i globalnych sieci dostaw, teoria interesariuszy nie traci na aktualności, współcześnie wręcz przeciwnie, staje się niezbędnym narzędziem orientacji kulturowej w złożonych systemach. W świecie ESG, zielonych transformacji, cyfrowej etyki i rewolucji pracy zdalnej, istotność interesariuszy może zmieniać się z prędkością memów i decyzji algorytmicznych. Wzrastają nowe kategorie. Rozważamy np. algorytm jako interesariusz. Natura jako podmiot roszczeń? Granice się przesuwają. Teoria Mitchella, Agle’a i Wooda może zostać rozszerzona o wymiar intersekcjonalny, nieludzki i transnarodowy.
W konkluzji, nie chodzi już o to, by zapytać, kto ma znaczenie. Chodzi o to, kto dziś ma znaczenie. Dlaczego jutro może już nie mieć znaczenia sens i/lub ktoś.
W tym sensie, teoria interesariuszy staje się nowoczesnym rytuałem tożsamości organizacyjnej, próbą uchronienia menedżera przed ślepotą w czasach nadmiaru bodźców.
Bo w końcu, jak powiedział Freeman: „Interesariusze to ci, których musimy brać pod uwagę, jeśli chcemy osiągnąć coś więcej niż tylko zysk”.
Mitchell i jego współautorzy idą dalej, nauczając, że interesariusze „To ci, którzy zmuszą cię do działania – nawet jeśli jeszcze tego nie wiesz”.