Thorstein Veblen i współczesne echa kultury marnotrawstwa
W dobie powszechnej cyfryzacji, płynnych tożsamości i globalnych rynków, myśl Thorsteina Veblena, wyłożona w jego Teorii klasy próżniaczej (1899), zdaje się być nie tyle przestarzała, co niepokojąco aktualna. Veblen nie proponował systemu ekonomicznego ani nie był zainteresowany porządkowaniem społeczeństw według ściśle materialistycznych kategorii. Interesowało go to, co nieuchwytne, ale widoczne.
Dociekał dlaczego status ma znaczenie. A raczej jego teatralna, kosztowna i społecznie destrukcyjna manifestacja.
Jego diagnoza konsumpcji na pokaz (conspicuous consumption) i próżniactwa na pokaz (conspicuous leisure) nie była wyłącznie krytyką manieryzmu burżuazji przełomu wieków, ale przeczuciem, że społeczeństwo przyszłości – to nasze – stanie się areną nieustającej gry pozorów. Gdyby żył dziś, Veblen zapewne przeglądałby media społecznościowe z mieszaniną satysfakcji i zgrozy, widząc, że jego koncepcje nie tylko się nie zdezaktualizowały, ale ewoluowały w spektakl o zasięgu globalnym.
Konsumpcja, niegdyś ograniczona do weneckich luster i kapeluszy z Wiednia, dziś materializuje się w postaci samochodów elektrycznych, które nigdy nie opuszczają miasta, zegarków z prestiżową komplikacją noszonych w środowiskach, gdzie nikt nie zna różnicy między tourbillonem a wiatraczkiem w laptopie, czy też w edukacji, która kosztuje sześciocyfrowe kwoty, by dać dyplom z leadershipu empatycznego w zarządzaniu marką osobistą. Próżniactwo nie zniknęło. Po prostu zmieniło format.
Współczesna socjologia, odwołując się do Veblena, nie może ignorować, że jego rozróżnienie między instynktem pracy a instynktem drapieżnym zyskuje nowy wymiar. Instynkt pracy, który według Veblena był wyrazem naturalnej ludzkiej skłonności do tworzenia, zostaje w dzisiejszym społeczeństwie zakrzyczany przez algorytmicznie podbijane standardy życia godnego pokazania. Dziś ten, kto pracuje w milczeniu, przegrywa z tym, kto udostępnia relacje z pracy. Produkcja staje się mniej ważna niż projekcja.
Jednym z najdonioślejszych skutków tej przemiany jest obumieranie etyki pracy jako rdzenia autonomii jednostki. Klasyczny etos protestancki, rozsławiony przez Maxa Webera jako źródło racjonalności i kapitalistycznej produktywności, zostaje zastąpiony przez etos performatywnego wizerunku. W świecie, gdzie rzeczywistość weryfikuje się nie w działaniu, lecz w kliknięciach i polubieniach, pracowitość jawi się jako sentymentalna skaza. Pracujesz? Znaczy nie zarządzasz. Działasz? Znaczy nie jesteś wystarczająco zamożny, by pozwolić sobie na delegowanie. W ten sposób wolność nie jest już funkcją samostanowienia, lecz zdolnością do życia w sposób, który nie wymaga osobistego zaangażowania.
Konsekwencją tej mutacji etycznej jest również dezintegracja struktur międzygeneracyjnych. Edukacja, niegdyś transmisja wartości, wiedzy i doświadczenia, współcześnie została przekształcona w narzędzie statusowe, w którym dyplom nie jest potwierdzeniem kompetencji, lecz dowodem przynależności do odpowiedniej klasy aspirującej. Rodzice nie kształcą dzieci, by te zrozumiały świat, ale by umiały się w nim pokazać. Pojawia się zatem nie pokolenie przyszłości, lecz pokolenie PR-u. Wiedza traci sens, jeśli nie da się jej zmonetyzować lub opublikować na LinkedInie w formie refleksji po przeczytaniu połowy biografii Elona Muska.
Zjawisko prowadzi wprost do wypaczenia aksjologii. Społeczeństwo, w którym uznanie przyznaje się nie za użyteczność, lecz za spektakl, przestaje być wspólnotą sensu. W miejsce wartości konstytutywnych, sensów takich jak prawda, solidarność czy odpowiedzialność, pojawiają się wartości sygnalizacyjne, z przestrzeni estetyki marki, etyki lifestyle’u, empati w social mediach. W nowej aksjologii reputacja nie wynika z tego, kim się jest i co się uczyniło, lecz z tego, co można o sobie powiedzieć i jak to się prezentuje w feedzie. Kultura staje się marketingiem tożsamości.
Nie jest to jednak tylko przemiana wartości, lecz jest to przemiana formy wspólnoty. Zderzenie wspólnoty społecznej i gospodarczej, które Veblen antycypował, dziś nabiera ostrości. Wspólnota społeczna, bazująca na relacjach, zobowiązaniach i współdzielonych znaczeniach, ulega stopniowej erozji w zderzeniu z logiką wspólnoty gospodarczej. Kolizją z zasadą, której podstawą jest rynek, transakcja i konkurencja. Jeśli uznać wspólnotę społeczną za przestrzeń etycznego działania i solidarności, to wspólnota gospodarcza jawi się jako arena walki o zasoby i status. Veblenowska „pecuniary emulation” przekształca to, co mogło być polem wzajemności, we front ekonomicznego wyścigu, gdzie wygrywa nie ten, kto daje więcej, lecz ten, kto mniej musi robić, by być uznanym.
Utrata sensu wspólnego doświadczenia jest nieuniknionym skutkiem przemiany. Społeczeństwo marnotrawców nie potrzebuje uczestników, lecz widzów. Kultura przestaje być procesem twórczym, staje się symulakrum. Iluzją, artefaktem, odbiciem odbicia, jak pisał Baudrillard, w którym znaki nie odnoszą się już do rzeczy, lecz do siebie nawzajem. W symulowanej rzeczywistości znikają granice między tym, co autentyczne, a tym, co spektakularne. Rodzina staje się kampanią promocyjną, przyjaźń podmienia się siecią kontaktów, a religia w modelu SAAS subskrypcją wartości dodanej. Jesteśmy, tak jak u Veblena, w świecie, w którym wartość mierzy się wysiłkiem włożonym w to, by nie wyglądało na to, że włożono jakikolwiek wysiłek.
Veblen nie był prorokiem. Nie trzeba nim być, by zauważyć, że społeczeństwo, które hołubi marnotrawstwo, nie dąży do dobra wspólnego. Lecz jego zasługą było to, że jako jeden z pierwszych uchwycił strukturę tej iluzji. Jego dzieło nie jest wyłącznie historią klasy próżniaczej, jest traktatem o przemocy kulturowej, która odbywa się w białych rękawiczkach. W jego oczach klasa próżniacza była nie tylko zjawiskiem ekonomicznym, ale paradygmatem kulturowym – wzorcem, który społeczeństwo przyjmuje, choć nie potrafi go wyjaśnić, a jeszcze mniej – podważyć.
W świecie, który coraz częściej ocenia się przez pryzmat widzialności, a nie istoty, Veblen przypomina, że im bardziej coś świeci, tym mniej prawdopodobne, że to światło pochodzi z wnętrza.
Thorstein Veblen, „Teoria klasy próżniaczej”