Nie ma pracy – jest marka. Nie ma człowieka – jest podwykonawca.
Współczesny outsourcing pracowniczy nie przypomina przenoszenia produkcji sprzed dekady; to ucieczka od pracy, o której ostrzegała Naomi Klein w „No Logo”. Korporacje, od Amazona po Zarę, porzuciły odpowiedzialność za zatrudnienie i zamieniły fabryki w globalne cienie, tworząc strefy wolnego handlu oraz cyfrowe platformy, w których pracownik staje się wyłącznie kosztem do zminimalizowania.
Outsourcing jako rytuał wykluczenia
Marka zastąpiła człowieka, zysk zastąpił etykę, a wielkie firmy świętują kolejne rekordy zysków dzięki redukcji etatów. Fabryki przeniesiono do Azji lub Ameryki Łacińskiej, lecz prawa pracownicze wywieziono także z Warszawy, Berlina i Paryża. Umowy śmieciowe, samozatrudnienie i „permatemps” budują nową klasę – prekariat – której egzystencja jest z definicji tymczasowa, choć praca nigdy się nie kończy.
EPZ bez granic – globalizacja przemocy
Cavite na Filipinach, Dhaka w Bangladeszu, Bhiwandi w Indiach to nie wyjątki, lecz laboratoria systemowej brutalizacji pracy. Niskie płace, wymuszone nadgodziny, zakaz związków zawodowych i toksyczne warunki produkcji to codzienność. Ten model przeniknął do gospodarki cyfrowej: aplikacje śledzą kurierów jak GPS, a algorytmy zamykają dostęp do zleceń jednym kliknięciem.
Politycy – wspólnicy wyzysku
Elity rządowe karmią się retoryką „konkurencyjności” i „elastyczności”, głosując za deregulacją, która de facto oznacza brak urlopu, brak emerytury i bezkarność pracodawcy. Gdy parlament świętuje wskaźniki wzrostu, ktoś właśnie traci prawo do przerwy. To ekonomiczne niewolnictwo dzieje się tu i teraz, w sercu Unii Europejskiej.
Żądanie godności i bezpieczeństwa
Ten tekst nie jest prośbą, lecz aktem oskarżenia. Żądamy widzialności, stałych umów i prawa do organizowania się. Jeśli państwo i korporacje nie przywrócą fundamentalnych gwarancji socjalnych, staną się wspólnikami przemocy, która degraduje człowieka do kodu kreskowego.
Dość tymczasowości. Dość milczenia.
Poniżej cały tekst.