W Polsce liczba samozatrudnionych dramatycznie rośnie. Nie jest to wynik jakiejś odrodzonej fali przedsiębiorczości, ale raczej ukrytej manipulacji przepisami, które zmuszają obywateli do porzucenia tradycyjnych form zatrudnienia i przeniesienia się w obszar działalności gospodarczej. Ta tendencja, promowana przez państwo, wydaje się niepozorna, ale kryje się za nią potężna pułapka, której wielu obywateli nie jest świadomych.
Od czasu wprowadzenia liniowego podatku w 2004 roku, rządy nieprzerwanie tworzyły korzystne przepisy dla osób samozatrudnionych, tłumacząc to dążeniem do wspierania innowacyjności i wolności gospodarczej. Ale w rzeczywistości to cyniczna gra polityczna, której celem było odciążenie państwowego budżetu, a przede wszystkim ograniczenie liczby osób chronionych przez Kodeks Pracy. Obywatel staje się nie pracownikiem, lecz przedsiębiorcą, bez urlopu, bez zabezpieczenia socjalnego, bez gwarancji emerytalnej.
Manipulacje prawem – samozatrudniony to nie przedsiębiorca
Jak wskazuje Ogólnopolski Związek Zawodowy Samozatrudnionych WBREW, problem ten sięga głębiej. Państwo konsekwentnie unika wprowadzenia rozróżnienia pomiędzy przedsiębiorcą prowadzącym pełnowymiarową działalność a samozatrudnionym, który faktycznie pozostaje uzależniony od jednego kontrahenta. Związek podkreśla, że w krajach takich jak Niemcy czy Dania, samozatrudnieni pracujący tylko dla jednego odbiorcy są traktowani jak pracownicy – z pełnym wachlarzem praw przysługujących etatowcom. U nas taka zmiana napotyka na opór, mimo że powinna być oczywista.
Czy państwo nie widzi problemu, czy świadomie odsuwa go na boczny tor? To pytanie retoryczne. Rząd doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że miliony osób samozatrudnionych stają się de facto pracownikami, którzy jednak pozbawieni są podstawowych praw. Ludzie zostali zmuszeni do samozatrudnienia – nie jako wybór, lecz jako przymus. Dlaczego? Bo pracodawcom łatwiej jest pozbyć się zobowiązań wobec pracownika, kiedy formalnie jest on „przedsiębiorcą” na własnym rozrachunku.
Polityka „wpychania” w samozatrudnienie – droga do społecznej katastrofy
Państwo, manipulując prawem podatkowym i pracowniczym, systematycznie spycha obywateli w przepaść. O ile samozatrudnienie w wielu przypadkach było dobrowolnym wyborem, dzisiaj jest wymuszaną formą przetrwania. Czy ktokolwiek w tym systemie myśli o zabezpieczeniu emerytalnym tych ludzi? Czy ktoś pyta o stabilność zatrudnienia, o bezpieczeństwo socjalne? Niestety, państwo, które powinno stać na straży praw pracowniczych, zamienia obywateli w samotne wyspy, pozostawione na łaskę gospodarczych burz.
Samozatrudnienie staje się socjologiczną bombą z opóźnionym zapłonem, która eksploduje, gdy ci wszyscy samozatrudnieni dotrą do wieku emerytalnego. Zamiast dostatniej starości czeka ich finansowa nędza. Już teraz widzimy, jak samozatrudnieni, którzy nie mają stałego dochodu, muszą brać kolejne zlecenia, aby związać koniec z końcem. Często pracują znacznie więcej niż osoby na etacie, a mimo to ich przyszłość rysuje się w ciemnych barwach.
Ścieżka ku nieuchronnemu krachowi
W swoich publikacjach Fundacja Dobre Państwo nieustannie przestrzega przed społecznymi i gospodarczymi skutkami tak prowadzonej polityki. Jeżeli dzisiaj nie zostaną wprowadzone zmiany, czeka nas katastrofa. Wbrew pozorom samozatrudnienie nie zwiększa innowacyjności ani nie buduje nowoczesnej gospodarki. Dane OECD pokazują, że odsetek samozatrudnionych w Polsce wynosi blisko 20%, co plasuje nas tuż za Włochami i Grecją – krajami, które również zmagają się z poważnymi problemami gospodarczymi.
Wysokie wskaźniki samozatrudnienia nie świadczą o zdrowiu gospodarczym. Wręcz przeciwnie – pokazują, jak daleko Polska oddaliła się od standardów europejskich. Tam, gdzie innowacyjność i rozwój idą w parze z ochroną praw pracowników, u nas tworzy się system zmuszający do samozatrudnienia, a następnie porzucający tych ludzi na marginesie.
Nadciągająca katastrofa
Jeśli państwo nie zrozumie potrzeby reformy, jeśli nie przestanie „wypychać” ludzi na samozatrudnienie bez zabezpieczeń socjalnych, to wkrótce staniemy w obliczu masowej pauperyzacji tych samozatrudnionych. Niezabezpieczeni emerytalnie, bez oszczędności i wsparcia państwa, staną się grupą wykluczoną, której jedynym ratunkiem będzie pomoc społeczna. Czy o to chodzi politykom, którzy dziś odwracają wzrok od problemu?
Fundacja Dobre Państwo słusznie bije na alarm – kierunek, w którym podąża Polska, prowadzi nas wprost ku społecznej katastrofie. Wymuszone samozatrudnienie to symbol dysfunkcji państwa, które zapomina, że jego głównym obowiązkiem jest ochrona obywateli, a nie maksymalizacja oszczędności budżetowych kosztem ludzkiego życia i zdrowia.
Kurs na krawędź
Polska dryfuje na kursie zderzenia z górą lodową, a rząd, zamiast zmienić kierunek, dalej prowadzi politykę, która niczym maszyneria na tonącym okręcie powoli, ale konsekwentnie, wpycha społeczeństwo ku katastrofie. Samozatrudnienie, zamiast być narzędziem rozwoju, stało się narzędziem wyzysku. Czy jest jeszcze czas na zmianę? Tak. Ale potrzebne są szybkie, zdecydowane kroki – zarówno ze strony rządu, jak i samych obywateli. Jeśli nie zaczniemy teraz, za kilka lat nie będziemy mówić o samozatrudnionych przedsiębiorcach, ale o masach ludzi, których państwo skazało na nędzę.
Niestety, wydaje się, że na razie trwamy na tej ścieżce, nie zauważając, jak blisko przepaści już się znajdujemy.
Nie rozmawiają. Milczą. Uśmiech zastygł. Świat prekariatu zgaśnie nie z hukiem, lecz skowytem. Czy jest z kim porozmawiać? Idee mają konsekwencje a brak idei niesie katastrofalne skutki. Aksjologia polityku! Porzućmy teflonową wyborczą agitację. Dlaczego?
Katarzyna Kosakowska
Witold Solski