Między Blauem, Parsonsem, Bourdieu a Giddensem.

W intelektualnym labiryncie socjologicznych teorii struktur społecznych, teoria makrosocjologiczna Petera M. Blau wyróżnia się surowym, niemal geometrycznym rygorem konceptualizacji relacji międzyludzkich. Jej strukturalna elegancja i redukcjonistyczna klarowność przynoszą zarazem świeżość, jak i ograniczenie. Jest to teoria, która – niczym kartezjańska siatka – rozmieszcza ludzi w przestrzeni społecznej na podstawie parametrów, których użyteczność wynika nie z ich znaczeń, lecz z ich korelacji. Blau pisze, że „Struktura społeczna oznacza rozmieszczenie populacji między pozycjami społecznymi. Pozycje społeczne są zdeterminowane przez parametry, przez atrybuty ludzi, na których opierają się wyróżnienia dokonywane przez nich samych w relacjach społecznych”. Nie ma tu miejsca na etos, na duszę społeczeństwa, są tylko wektory relacji i prawdopodobieństwa skojarzeń.

W opozycji – bądź raczej w pełniejszej antropologicznej syntezie – stoi Talcott Parsons, który pojmował strukturę społeczną jako układ instytucjonalnych ról zorientowanych na realizację funkcji systemu. W jego teorii działania społecznego (action theory) i systemu społecznego, struktura nie tylko umożliwia, ale i ukierunkowuje integrację poprzez internalizację norm i wartości. Społeczeństwo, pisał, „jest systemem działań zorganizowanych wokół podtrzymywania i przekształcania symbolicznego ładu”. W parsonowskiej wizji integracja społeczna dokonuje się nie dzięki parametrycznym przecięciom, ale dzięki normatywnemu konsensusowi, co czyni ją teorią głęboko ideologiczną, ale też nieprzystającą do warunków społeczeństw złożonych i pluralistycznych.

Pierre Bourdieu, niczym ironiczny kontynuator Marksa i Webera, rekonstruuje strukturę społeczną nie na podstawie rozmieszczenia populacji, lecz na podstawie relacyjnych struktur kapitałów: ekonomicznego, kulturowego, społecznego i symbolicznego. Dla niego to nie parametry, lecz „habitus” czyli uwewnętrznione struktury oraz pole pojmowane niczym przestrzeń walki, skutecznie decydują o tym, kto i dlaczego może się z kim skojarzyć, z kim wejść w relację, a komu pozostaje margines, cisza, wykluczenie. Bourdieu formułuje jedną z najbardziej przenikliwych krytyk struktury społecznej jako narzędzia przemocy symbolicznej, twierdząc, że „Struktury społeczne narzucają swoje zasady, ponieważ zostały zakodowane w ciałach”. Integracja nie jest tu funkcją struktury, lecz efektem sił hegemonicznych maskowanych jako neutralna dystrybucja zasobów.

Anthony Giddens wnosi do debaty o strukturze społecznej ton refleksyjny i dynamiczny. Jego teoria strukturacji (structuration theory) rozpuszcza klasyczne dualizmy struktury i działania, sugerując, że struktura nie istnieje poza praktykami. Struktura jest zarówno środkiem, jak i rezultatem działania. „Struktury są zarówno medium, jak i rezultatem reprodukcji praktyk społecznych”, pisze Giddens. W tym sensie integracja i dyskryminacja to nie tyle funkcje obiektywnych pozycji, co rezultat praktykowania relacji w sposób, który je reprodukuje lub dekonstruuje. To podejście stwarza grunt pod interpretację zmienności struktur, lecz zarazem gubi ostrość analizy, jaka cechuje model Blau’a – który, choć surowy, dostarcza matematycznego aparatu do badania relacji między pozycjami społecznymi.

Blau pomija jednak zjawiska strukturalnej przemocy, ukrytej dominacji, a także niewidzialnej ręki klasowego habitusu. W jego teorii nie istnieje kategoria światopoglądu, ponieważ jest ona zbyt miękka, zbyt wewnętrzna, zbyt nieobserwowalna. W tej metodologicznej ascezie Blau przypomina nieco Comte’a, pragnąc w twórczym naśladownictwie uczynić socjologię równie rygorystyczną jak geometria. Ceną tej precyzji jest milczenie wobec świata emocji, wartości, idei, które są przecież nośnikami relacji.

Z perspektywy problematyki dyskryminacji, model Blau ma tę zaletę, że pozwala wykazać, niemal algorytmicznie, jak układ parametrów wpływa na prawdopodobieństwo kontaktów międzygrupowych. Można z jego pomocą wykazać, że im bardziej parametry są skonsolidowane (np. zawód, rasa, religia i dochód są silnie skorelowane), tym mniej prawdopodobne są relacje międzygrupowe – a więc tym większe ryzyko społecznego izolacjonizmu, separacji, wreszcie dyskryminacji. Nie wyjaśnia jednak, dlaczego jedne grupy dążą do dominacji nad innymi ani jak struktury społeczne są internalizowane w działaniach codziennych.

Parsons z kolei redukuje problem dyskryminacji do braku internalizacji norm systemowych. To stanowisko niebezpiecznie zbliża się do winy jednostki. Bourdieu pokazuje, że dyskryminacja jest wpisana w same mechanizmy produkcji i reprodukcji kapitału – edukacja, język, styl życia stają się mechanizmami naturalizacji hierarchii. Giddens zaś wskazuje, że zmiana jest możliwa, ale tylko wtedy, gdy aktorzy uzyskują refleksyjność nad strukturą – gdy zyskują zdolność jej przekształcania poprzez działanie.

W kontekście warto przywołać słowa Immanuela Kanta, że „Wychodzimy z niepełnoletniości nie wtedy, gdy przestajemy być zależni, ale gdy zdobywamy odwagę posługiwać się własnym rozumem”. Teoria Blau, i inne, mogą nas prowadzić do ujęcia rozumu społecznego, który nie tylko opisuje zależności, ale uczy dostrzegać ich genezę i możliwą transformację.

Jeśli więc przyjąć, że głównym celem refleksji nad strukturą społeczną nie jest tylko poznanie, ale emancypacja – a zatem budowa warunków dla sprawiedliwej integracji – to współczesna nauka społeczna powinna dążyć do syntezy. Wypatrywać precyzji Blau’a, głębi normatywnej Parsonsa, krytycznego ostrza Bourdieu i refleksyjnego dynamizmu Giddensa. To nie eklektyzm, lecz konieczność metodologiczna.

Nie zbudujemy Dobra Wspólnego na samej dystrybucji atrybutów. Potrzebujemy również wyobraźni moralnej, politycznej i instytucjonalnej. Teoria struktury społecznej musi dziś – w erze migracji, cyfrowych baniek, segmentacji i nierówności – rozwinąć nowy paradygmat. Taki, który łączy obiektywność z wrażliwością, strukturę z narracją, statystykę z doświadczeniem. Potrzebujemy narzędzi, które nie tylko opisują świat, ale też pozwalają go projektować. Projektowanie relacji społecznych nie jest utopią – jest zadaniem, które wymaga odwagi poznawczej, intelektualnej dyscypliny i pewnej dawki zarozumiałości. Bo tylko ten, kto uważa, że coś wie lepiej, potrafi popchnąć debatę publiczną w kierunku nowej formy wspólnoty.

Niech zatem socjologia przestanie być skromną dyscypliną, która pyta.

Socjologia stanie się nauką, która tworzy społeczeństwo na nowo.