Są trzy możliwości.

Pierwsza: będzie po staremu co do granic, lecz z ogromnymi dewastacjami ludzkimi, materialnymi i politycznymi.

Druga: dojdzie to pełnego rozbioru Ukrainy i powstanie państwo buforowe. Rosja oprze się o Dniestr. Nie wyklucza to, że teren Polski poszerzy się do Rzeczpospolitej trojga narodów: ukraińskiego, polskiego i żydowskiego. Powstanie twór od Szczecina, przez Lwów do Kijowa. Wielokulturowy i wielojęzyczny.

Trzecia: umiarkowani projektują powstanie Noworosji w rozdartej Ukrainie. Morze Azowskie stanie się akwenem śródlądowym Rosji. Projektują jej połączenie z Naddniestrzem, Mołdawią i włączenie Odessy w sfery wpływów Rosji, która dąży do dominacji na morzu Czarnym.

Dniepr nasz graniczny

Pytanie, czy granica UE oraz NATO i Rosji ma być na Dnieprze, czy ma miękko przepływać poprzez strefę kontrolowaną przez ONZ, między Bugiem a Dnieprem? Co lepsze, gdybyśmy mogli wybierać? Bo nawet jeśli polityka zagraniczna Polski jest mdła (o ile w ogóle istnieje), to trzeba wiedzieć czego się boimy, a do czego się przygotowujemy. Nim będzie co ma być, zobaczmy przyszłość. Ruchy milionów ludzi. Ludzi mówiących różnymi językami, ludzi wychowanych w różnych kulturach, ludzi z wieloma kompetencjami, ludzi z deficytami, ludzi innych systemów zdrowotnych, ludzi o historycznie kolizyjnych światopoglądach.

Nowa Jałta i co dalej?

Właśnie stajemy przed obowiązkiem i trudem budowy nowej wspólnoty, zjednoczenia nowego społeczeństwa, przed obowiązkiem i trudem zawarcia nowej umowy społecznej. Jakie przyszłe systemy: zdrowia, administracji, szkolnictwa, obronności, komunikacji, gospodarki, finansów, aksjologii? Trzydzieści lat mocujemy się z marnym skutkiem z przewrotem solidarnościowym, a wkrótce NOWA JAŁTA! Czy mamy elity intelektualne, autorytety i klasę polityczną zdolną do uniesienia ciężaru za suwerena? Póki co, trwa głucha cisza. Migracje wskrzeszają odwieczne pytanie co do osób, których objąć chcemy asymilacją czy integracją. Trzeba wybrać na dobre i na złe.

Jeźdźcy A.

Dotąd bohatersko walczyliśmy z pandemią, zamykaliśmy lasy, szkoły, przedsiębiorstwa. W zasadzie ocaleliśmy. Gospodarka znów rozgrzana, inflacja również. Pojawi się presja płacowa, więc zarabiać będziemy więcej. Nauczyliśmy się pracować z domu, dzięki czemu „work” wyrówna się z „life”. Ci, którzy ledwie sobie radzili z prowadzeniem przedsiębiorstw, nareszcie zniknęli z rynku. Przerwane globalne łańcuchy dostaw zmusiły do stworzenia nowych, bezpiecznych, tym razem krajowych – już wiemy, że samowystarczalność to podstawa. Życie przeniosło się do sieci. Skończyło się bieganie po urzędach, bo większość w Internecie. Zatrzymanie wszystkiego dało czas na refleksję i nieco zmniejszyło emisję CO2. Takie skutki przyniósł pierwszy jeździec: zaraza.

I wtedy pojawił się drugi jeździec apokalipsy: wojna. Na koniu ognistym, czerwonym. A wraz z nim mrowie ludzi mówiących w obcym języku, głodnych, przerażonych. I tych ludzi postanowiliśmy najpierw przygarnąć, a potem zaprząc do pracy, ich ziemie – zagospodarować, zaś dzieci – uwspólnić. Czy wystarczy dla nich pracy? Z pewnością. Czy wystarczy dla nas? Niekoniecznie. Jakiej pracy? Z niewolnika nie ma pracownika, ale jest zysk. Warto pamiętać, że jeźdźców było czterech i zawsze nadciągali w komplecie.

Co wiemy?

Bezwzględni politycy zawrą kompromisy. Co wtedy z bieżącą polityką społeczną? Czy upadniemy pod lawiną kryzysu migracyjnego, nim wojna gorąca przypiecze nam boki granic? A MSW, MSZ, KPRM, milczą. Niemi, głusi i ślepi. Jeśli nie wiesz co nastąpi, to przygotowuj się na najgorsze.

Witold Solski, Katarzyna Kosakowska