W epoce, w której roboty mogą pracować bez przerwy, nie biorąc urlopu, nie domagając się podwyżek ani nie wstępując do związków zawodowych, Stanisław Lem zapytał kiedyś z właściwą sobie ironią: „Przy robocie pracowały roboty, człowiek żył.”

 

 

 

I to pytanie, niby z odległej przyszłości, wraca dziś do nas ze zdwojoną mocą — nie w formie science fiction, lecz jako pytanie o sens, granice i przyszłość pracy ludzkiej w rzeczywistości, która rozmywa dawne kontrakty, lecz nie stworzyła jeszcze nowych.

Rynek pracy uległ metamorfozie – tyle że przepisy prawa, niczym opancerzony dinozaur, nie zauważyły, że świat się zmienił. Umowy cywilnoprawne, samozatrudnienie, platformy cyfrowe, elastyczny czas pracy, praca zdalna, praca hybrydowa, gig economy – to nie eksperymenty, to codzienność. A mimo to Kodeks pracy, jakby uparty w swej dosłowności, nadal operuje kategoriami rodem z czasów, gdy do biura chodziło się w garniturze, a kontrolę czasu pracy sprawowała pani z zegarkiem przy wejściu. Dziś rzeczywistość jest zupełnie inna – ale rzeczywistość prawna? Cóż, ta nie nadąża.

Jednolita umowa o pracę była próbą dogonienia tej rzeczywistości. Jej założeniem było stworzenie jednego modelu zatrudnienia, który – niczym dobrze skrojony garnitur – mógłby pomieścić różnorodne potrzeby i formy aktywności zawodowej, jednocześnie zapewniając godność i bezpieczeństwo. Mówimy tu nie o uniformizacji życia zawodowego, lecz o jego ucywilizowaniu. Umowa jednolita miała wyjść naprzeciw tym, którzy dziś są na marginesie ochrony socjalnej: prekariuszom, samozatrudnionym, pracującym na „śmieciówkach”, czyli wszędzie tam, gdzie ryzyko utraty dochodu oznacza często również utratę prawa do leczenia, odpoczynku czy elementarnej stabilności życiowej.

Miała być też odpowiedzią na europejskie zobowiązania – nie tylko polityczne (jak kamień milowy A54G w Krajowym Planie Odbudowy), lecz także aksjologiczne. Europejski Filar Praw Socjalnych mówi bowiem jasno: każdy ma prawo do godnych warunków pracy, równowagi między życiem zawodowym i prywatnym, ochrony socjalnej. Flexicurity, czyli europejska sztuka godzenia elastyczności z bezpieczeństwem, miała w Polsce swój punkt startowy właśnie w jednolitym kontrakcie.

Tymczasem raport, który miał potwierdzić zasadność wprowadzenia tej reformy, sam w sobie stał się satyrycznym przypisem do całej historii. Próba badawcza równa liczbie gości na imieninach u cioci Haliny, do tego z wynikami interpretowanymi nie jako rekomendacja zmian, lecz jako usprawiedliwienie ich braku. Ministerstwo uznało, że raport nie daje podstaw do reformy. Krytycy zauważyli z kolei, że raport nie daje podstaw nawet do raportu.

Nie chodzi tu tylko o ministerialne decyzje czy niewykorzystane „kamienie milowe”, które powoli zaczynają przypominać kamienie węgielne pod nieistniejące gmachy. Stawką jest coś więcej – społeczna umowa o Nowej Pracy.

Potrzebujemy jej nie dlatego, że taka jest moda albo że Bruksela się obrazi, ale dlatego, że bez niej dryfujemy w stronę rynku, na którym to forma zatrudnienia definiuje wartość człowieka, a nie odwrotnie.

Nie oceniajmy przeszłości zbyt surowo – była, jaka była, spełniła swoje zadanie. Ale dziś potrzebujemy nie rekonstrukcji starych modeli, lecz wspólnego ich przekroczenia. Forma umowy, nazwa rubryki w systemie kadrowym – to wszystko jest wtórne wobec pytania o sens pracy, o podmiotowość człowieka, o czas, którym dysponuje. Bo jak długo jeszcze będziemy w stanie akceptować rynek, który ceni platformy wyżej niż ludzi, elastyczność wyżej niż stabilność, a zysk wyżej niż zdrowie?

Zgoda – elastyczność jest potrzebna. Świat się zmienia zbyt szybko, by spinać go tylko ryglami przepisów. Ale przecież i regulacja może być elastyczna – może chronić nie etat, lecz człowieka. Może oferować nie tylko listę zakazów i obowiązków, ale także prawo do bycia obecnym w życiu własnym, nie tylko zawodowym.

Filozofowie heterodoksyjnych szkół ekonomii już od dawna pytają: czy rynek pracy musi być brutalny? Czy logika produktywności musi opierać się na wyzysku? Czy można zorganizować zatrudnienie tak, by nie było ono źródłem stresu, chorób, nierówności i alienacji, ale raczej – jak chciał Lem – miejscem, gdzie człowiek nie tyle „pracuje”, ile „żyje”?

Odpowiedzi nie znajdziemy ani w kodeksowych przypisach, ani w slajdach z prezentacji PowerPoint. Ale może znajdziemy ją wspólnie – w debacie, w trosce, w uznaniu, że rynek pracy to nie tylko przestrzeń ekonomiczna, lecz także moralna. I że choć emocje są wysokie – jak zawsze, gdy chodzi o ludzkie losy – to właśnie rozum powinien być naszym doradcą. Nie po to, by tonować nastroje, ale by przekuć energię w mądrą zmianę.

Czas przemyśleć, czym jest praca.

I zadać sobie pytanie, które z pozoru brzmi naiwnie, ale którego unikają ci, którzy uważają się za realistów: czy naprawdę nie da się inaczej? Czy to już naprawdę ostatni rozdział w opowieści o rynku pracy, czy może dopiero wstęp do nowego kontraktu społecznego – nie z przepisami, lecz z ludźmi?

Model flexicurity zakłada, że państwo nie tylko reguluje rynek pracy, ale też aktywnie wspiera obie strony – zapewniając elastyczność dla firm i stabilność dla pracujących.

Elastyczność (flexibility): Firmy mogą szybko reagować na zmiany rynkowe, np. zatrudniać lub zwalniać pracowników zgodnie z potrzebami.

Bezpieczeństwo (security): Pracujący mają zapewnione świadczenia socjalne i wsparcie w przypadku utraty pracy, co zmniejsza ryzyko bezrobocia.

Państwo jako arbiter pełni kluczową funkcję mediatora między interesami pracodawców i pracowników, równoważąc potrzeby rynku z ochroną społeczną.

Employment Protection Legislation Index (EPL Index):

Wskaźnik OECD mierzący stopień ochrony pracowników przed zwolnieniem oraz regulacje dotyczące zatrudnienia.

Ocenia, jak przepisy chronią przed rozwiązaniem umowy i jakie procedury/koszty się z tym wiążą.

Rozważmy przywrócenie dyskusji społecznej i doprowadźmy do wprowadzenia jednolitego kontraktu pracy.

Kluczowe jest przygotowanie rynku pracy do elastyczności i roztropności, gdy zacznie obowiązywać umocowanie Państwowej Inspekcji pracy do ustanawiania kodeksowej umowy o pracę w trybie decyzji administracyjnej.

CZAS na umowę społeczną o NOWEJ PRACY.

Kodeks Pracy i obowiązujące przepisy prawa pracy są anachronicznością blokują rozwój biznesów, w których elastyczność czasu pracy i dostępność ludzi musi wykraczać poza kodeksowe normy etatu. Wolność i Godność Człowieka warto gwarantować nie tylko martwą literą przepisu z PRL-u, lecz współczesnym porozumieniem społecznym.