Wszystko zaczęło się od najprostszej prawdy, która nie potrzebowała żadnych zegarów ani kamieni milowych. Doznania prawdy, że czas nie należy do nikogo, dopóki nie należy naprawdę do człowieka. Nie do społeczeństwa, nie do władzy, nie do rytmu fabryk czy szumów informacji. Do człowieka. Czas jest ludzki i należy do serca człowieka, do jego przeżycia, do jego niepowtarzalnej obecności.
Czas nie pojawia się w kalendarzach, choć codziennie tam zaglądamy. Nie przyjmuje formy harmonogramów, choć nimi żyjemy. Jest osobisty jak głos w ciemności, którego nie da się podrobić ani zasymulować. Czas człowieka jest tym, czym dla istoty oddychającej jest powietrze. Czas jest bytem nieodzownym, ale ledwie zauważanym, dopóki nie zacznie brakować.
W jednym z zakurzonych zakątków filozofii, który przetrwał zaskakująco długo w literackich powiastkach i dziecięcych opowieściach, czas nie był miernikiem, lecz substancją. Był esencją życia, a życie było esencją istnienia. U Platona, czas powstał, by dać formę wieczności. U świętego Augustyna, był jednocześnie darem i dramatem, czas był dowodem na obecność duszy i jej nieustannego trwania ku przyszłości. U Heideggera, stał się sceną, na której objawia się sens bycia. U Michaela Ende, inspirująco, czas osobisty objawił się jako najczystsze złoto, którego nie można zważyć, lecz można utracić, ukraść, oddać, zubożyć.
Pytanie z pozoru niewinne. Czy człowiek ma coś cenniejszego niż swój własny czas? Staje się niepokojąco niewygodne, kiedy spojrzymy na własne życie z perspektywy przeżytej, a nie wykonanej godziny. Zaskakująco nie liczba dni przesądza o wartości egzystencji, lecz ich jakość. Decydują momenty, które zakwitły jak kwiaty jednej godziny, chwile tak ulotne, że aż nieznośnie piękne. I to właśnie z tych kwiatów tkane jest dobro wspólne.
Czymże innym miałoby być Dobro Wspólne, jeśli nie przestrzenią, w której czas jednostki może istnieć jako żywy, wolny i nieskrępowany? Nie jako narzędzie produktywności, ale jako tkanina relacji, bliskości i obecności? Cywilizacje mierzyły czas różnie. Muzea pokazują kalendarze Majów, islamską rachubę księżycową, zachodnią linię prostej nowoczesności. Wszędzie, gdzie człowiek był sobą, gdzie istniała wspólnota, czas stawał się rytmem wspólnego życia, a nie tylko walutą wymienną w handlu istnieniem.
Czas osobisty to nie luksus. Czas prywatny to warunek godności. Bez niego człowiek staje się niewolnikiem – nie tylko pracy, ale również cudzych planów, harmonogramów, oczekiwań. Kiedy czas zostaje zawłaszczony, znikają ciche święta życia. Ustają rozmowy bez celu, marzenia bez pożytku, spojrzenia, które nie spieszą się z odpowiedzią. Zanika wolność, bo nie da się być wolnym, jeśli nie ma się przestrzeni na bycie.
Mamy czas. Dany – nie jako własność, ale jako przywilej uczestnictwa. W każdej minucie uczestniczymy nie tylko w strumieniu wydarzeń, ale także w aksjologii, która buduje społeczny świat. Współczesna filozofia – od Arendta po Ricoeura – przypomina, że czas nie jest jedynie kategorią biologiczną czy fizyczną. Jest przestrzenią działania, fundamentem polityczności, podstawą opowieści, które konstytuują nasze ja. Bez czasu nie ma narracji, a bez narracji, bezspornie nie ma tożsamości. Ani jednostkowej, ani wspólnotowej.
Skoro czas jest tak istotny, to dlaczego tak łatwo go oddajemy? Czyżbyśmy zapomnieli, że w każdej oszczędności czasu może kryć się przemoc? Że za fasadą efektywności kryją się wywłaszczeni z życia ludzie – robotnicy, dzieci, opiekunowie, samotne matki, samozatrudnieni? Czas przestał być dla nich źródłem siły, gdy czas stał się narzędziem dyscypliny. Jakby człowieczeństwo było zbyt drogie, by je uprawiać na co dzień.
Nie pozwólmy, by najbardziej intymna forma wolności została przez nas zapomniana. By zniknęła w harmidrze wiecznie aktualizujących się kalendarzy. Nie szukajmy utraconego czasu zbyt późno – bo może się okazać, że wraz z nim utraciliśmy siebie.
Filozofia czasu osobistego głosi jedno, że to, co czyni nas ludźmi, nie może być mierzone miarką użyteczności. Czas, który należy do nas naprawdę, czyni z nas istoty wolne, zdolne do miłości, tworzenia i obecności. Tylko czas buduje wspólnotę.
Zanim włączysz przypomnienie o spotkaniu i zaktualizujesz kalendarz zapytaj proszę samego siebie: czy masz swój czas?
Bo może właśnie czas jest ostatnim, co naprawdę masz.
Czas jest pierwszym, od czego wszystko się zaczyna.