Historiozoficzny esej o ewolucji duszy zbiorowej

Społeczeństwo, które pragnie trwać, musi nie tylko organizować pracę, prawo i władzę. Społeczność musi przede wszystkim wytwarzać ludzi, którzy chcą żyć tak, jak wymaga tego struktura społeczna. Erich Fromm zauważył, że „charakter społeczny jest spoiwem społeczeństwa, ponieważ sprawia, że jednostki chcą czynić to, co muszą”. W napięciu między chcieć a musieć, między jednostkową wolnością a wymogiem integracji, rozgrywa się historiozofia psychicznego ładu społecznego.

David Riesman w Samotnym tłumie nie tworzy jedynie typologii charakterów.  Konstruuje socjologiczne kosmogonie, w których rodzaj duszy zbiorowej odpowiada rytmowi demografii, ekonomii i kultury. Tradycyjna sterowność, wewnętrzna sterowność i zewnętrzna sterowność – to nie tylko trzy porządki mentalne, ale trzy epoki ducha społecznego.

Charakter sterowany tradycją funkcjonował jako psychiczny cement społeczeństw agrarnych, gdzie czas był cykliczny, a życie regulowały rytuały i obyczaje. Tu nie pytano kim chcę być, ale kim powinienem być według przodków. Społeczna dusza była przylgnięta do ziemi, do przodków, do nakazów. Tocqueville, patrząc na chłopów francuskich, opisywał to jako życie uwięzione w porządku dziedziczonym, nie rozumianym, lecz odczuwanym jak powietrze. Konformizm był nawykiem, nie wyborem. Przykładem niech będą wspólnoty kastowe, gdzie lęk przed społecznym wykluczeniem był gorszy niż śmierć. Strach bowiem był obrzędem przejścia, gdzie wykluczenie nicość ofiarowywało.

Później pojawia się wewnętrznie sterowany obywatel – homo industrious – którego życie reguluje wewnętrzny kompas, nie mitologia. Charakter wykształcił się w fazie przejściowego wzrostu ludności, w epoce industrializacji i urbanizacji, gdzie tradycyjna wspólnota pękała jak jajo, a z niej wykluwał się człowiek nowoczesny. Człowiek samotny, ambitny, samosterowny. To już nie rytuał, ale „wewnętrzny żyroskop” – jak mówi Riesman – reguluje zachowanie. Tocqueville obserwując Amerykanów XIX wieku, zauważał, że każdy człowiek samotnie stawia sobie cel i samotnie do niego zmierza. Wierzy, że jego przyszłość zależy od jego wytrwałości. W wizji charakteru społecznego, samotność nie była przekleństwem, lecz wolnością. Był to również czas, gdy pojawiło się nowe napięcie. Pęknięcie między indywidualną autonomią a społeczną alienacją.

Wreszcie pojawia się człowiek radar. Człowiek odwrócony na zewnątrz, istota nieustannie nasłuchująca oczekiwań otoczenia. Charakter zewnętrznie sterowany, dominujący we współczesnych społeczeństwach o niskiej dzietności i wysokiej kompleksowości, jest mentalnie modulowany przez sygnały społeczne. To już nie żyroskop, lecz radar, który skanuje media, influencerów, przyjaciół i feedy. W figurze charakteru społecznego jednostka traci ostrość konturów. Persona jest jak cień rzucany przez oczekiwania innych. Tocqueville, przewidując coś na kształt tej transformacji, pisał ze zgrozą, że w demokracji każdy zostaje sam z sobą i światem, lecz nie tworzy wspólnoty, a raczej tłum ludzi samotnych, którzy żyją obok siebie, nie razem.

Tłum – The Lonely Crowd – to jeden z najbardziej przejmujących obrazów psychospołecznej dekadencji, jaki stworzyła socjologia XX wieku. W tłumie samotnych ludzi nie ma już wspólnoty rozumianej jako więź aksjologiczna. Jest konformizm, ale nie wspólnota. Jest dostosowanie, ale nie identyfikacja. To sytuacja, w której zamiast pragnąć tego, co konieczne, pragniemy tego, co popularne. W tym sensie, jak twierdził Zygmunt Bauman, tożsamość współczesnego człowieka jest projektowana przez konsumpcję, a nie przez wartości.

Nowoczesna dusza społeczna, zbudowana z retweetów, alertów i lęków przed odrzuceniem, przypomina raczej migotliwe pole neurotycznych napięć niż spokojną strukturę normatywną. Zagadnieniem interesuje się obecnie m.in. Sherry Turkle, analizując, jak media społecznościowe splątują poczucie siebie z potrzebą bycia obserwowanym. Tożsamość, która dawniej była kompasem dziś jest ekranem. Jean Twenge zauważa w iGen, że nowe pokolenia są bardziej wrażliwe, bardziej zestresowane, ale też bardziej samotne i konformistyczne niż poprzednie. Przystosowanie odbywa się w trybie online. Psychiczny radar działa 24 godziny na dobę.

To, co u Riesmana było etapem historycznym, dziś stało się realnością globalną. Wielkie miasta, zdominowane przez kulturę ekranową, produkują jednostki radarowe. Twory nie tyle myślące, co odbijające. Socjologowie tacy jak Hartmut Rosa (twórca teorii akceleracji) czy Andreas Reckwitz (autor Społeczeństwa osobliwości) pokazują, że nowoczesność późna nie tylko przyspiesza, ale i rozszczepia duszę jednostki. Reckwitz pisze, że epoce neoliberalnej jednostka nie tylko musi się przystosować – ona musi być interesująca. To nowy, niepokojący imperatyw charakteru społecznego. Teleologia bycia oryginalnym w sposób akceptowalny.

Co z buntem? Co z alternatywami? Można by zapytać, czy istnieje czwarty typ charakteru społecznego. Typ nie spod ciemnej gwiazdy, lecz typ systematyki, typ świadomie sterowany. Czy możliwe jest społeczeństwo, które zamiast programować dusze – uczy je do samowiedzy i krytycznego myślenia? Współczesne teorie wspólnotowe, takie jak koncepcje Charlesa Taylora o tożsamości dialogicznej czy teorii rozpoznania Axela Honnetha, wskazują, że podmiotowość może się rozwijać tylko w przestrzeni wzajemnego uznania. Uznanie nie jest tym samym, co lajki. To głęboka afirmacja istnienia drugiego.

Z perspektywy koncepcja charakteru społecznego powinna być zreformowana: nie tylko jako mechanizm adaptacji, ale jako narzędzie emancypacji. Musimy zacząć tworzyć społeczeństwa, które nie tylko dostosowują ludzi do siebie nawzajem, lecz pozwalają im stać się sobą z innymi. Społeczeństwa zaprogramowane nie przeciw innym, nie mimo innych i nie wbrew sobie.

Wielka historiozofia charakterów społecznych to nie tylko analiza typów przystosowania – to opowieść o tym, jak społeczeństwo formuje duszę. Od rytualnego rolnika po cyfrowego influencera – zmieniają się mechanizmy kontroli, ale potrzeba sensu i wspólnoty pozostaje niezmienna. Problemem współczesności nie jest samotność – ale tłum, który nie potrafi być wspólnotą. To on zasługuje na naszą uwagę, nie współczucie. Bo, jak pisał Tocqueville, „największe zagrożenie dla wolności nie przychodzi od tyranii – ale od ludzi, którzy rezygnują z niej dla wygody konformizmu”.